Wczorajsza noc byla dla mnie czyms w rodzaju odkrywania samej siebie. To bylo niesamowite. Nigdy nie sadzilam ze jeszcze kiedys spotkam na swojej drodze kogos takiego. Myslalam, ze to co juz przezylam jest na tyle... pewne, niezmienialne, przemyslame, ze nigdy juz nie zmienie zdania. A jednak... Wczorajsza rozmowa bardzo dluga, gleboka a przede wszystkim szczera dala mi poczucie tego, ze wreszcie ktos mnie slucha i rozumie. No coz.... takie lyuksusy zdarzaja sie na tyle rzadko, ze kazda taka chwile trzebva pielegnowac w pamieci. Ja mysle, ze nigdy nie zapomne tego co wczoraj uslyszalam, co powiedzialam. Ale az mi sie plaac chce jak pomysle, ze juz jutro musze stad wyjechac, a wczesniej stracilam tyle dni na myslenie, ze cos t6u jest nie tak, a moglam po prostu pogadac. To takie proste, a nie czesto o tym mysle. Ciezko bedzie jutro.
Wlasnie slucham RAZ DWA TRZY i akurat zaspiewali tekst "jutro mozemy byc szczesliwi". Jakos ciezko mi w to uwierzyc. Juz nigdy w to nie uwierze. Nic nigdy nie bedzie takie samo. Koszmarnie skiomplikowalam sobie zycie i nigdy juz tegto nie uda mi ise odwrocic, a najgorsze, ze nawet jesli sprobuje, to tez nie bede szczesliwa, bo nienawidze krzywdzic innyych.