Moze to dziwne, bo w piatek bylam jeszcze mocno nabuzowana, ale.... miedzy mna a sasiadem rozejm. Czuje sie czesciowo usatysfakcjonowana przeprosinami. Hihihi ja to twarda jestem. Jednak to moje nie pojscie na urodzinowe ognisko dalo mu do myslenia, a poza tym jedna wspolna kumpela zlozyla mu zyczenia, po ktorych tez cos w nim drgnelo, jak mi powiedzial. Powiedziala mu, zeby nauczyl sie szanowac ludzi, ktorzy okazuja mu przyjazn i zeby zaczal doceniac to uczucie. I dlatego w sumie od soboty zaczelo sie przejasniac, a od wczoraj juz w sumie jest ok. Tylko nie widadomo na jak dlugo, jak to podsumowal moj brat. W sumie bardzo sie ciesze z takiego obrotu sprawy. Strasznie draznila mnie ta sytuacja, zle znosze jakiekolwiek klotnie, ale nie chcialam znowu sie prosic, dawac mu satysfakcje. Wiec teraz tak sobie mowie, ze ta zgoda, to jest to o co mi chodzilo, ale tak "na moich warunkach" :) Taka cholera ze mnie ;) Buziaki dla wszystkich!