Jak rodzila sie Paulinka
Komentarze: 8
W niedziele (7.11) około 23 mialam jakis skurcz. Tak bardzo chcialam, żeby to było już TO, ale stwierdzilam, ze to pewnie kolejny przepowiadajacy i spokojnie poszlam spac. Obudzilam się o 2:30 w nocy, bo cos mnie bolalo.... Sprawdzam czas... 25 minut, nastepny za 20, pozniej za 15... i tak czekalam az do 4 w nocy, a skurcze nie były wcale mocne. O 4 obudzilam meza i mowie mu, ze skurcze już co 4 minuty, ale nie wiem czy to na pewno te, bo malo boli ;) Poszlam pod prysznic, ale jak wtedy nie przeszlo to zadzwonilam po brata, żeby przyjezdzal i zawiozl nas do szpitala. Wiedzialam, ze od tej chwili do wyjazdu zostalo mi jakies 40-50 minut. Zabralam się wiec spokojnie za mycie garow po kolacji (sama nie wiem skad u mnie takie opanowanie!) Maz się wykapal, przyjechal brat z moja mama, wypili kawke i zjedli sniadanie no i ruszylismy. W szpitalu byliśmy tuz po 6 rano. Zanim mnie przyjeli, wypelnili wszystkie papierki, zrobili ktg, badanie i lewatywe była już 8 rano. Wtedy poszlismy z mezem na sale przedporodowa. Ladna, mila, rodzinna. Nie było zle bo skurcze dalej nie były mocne (ok. 20%), za to czeste (2-3 min.) Rozwarcie 4 cm. O 10:30 wzieli mnie na badanie i ponieważ rozwarcie szlo powoli mialam masaz szyjki (bolalo!) i podali mi zastrzyk przyspieszajacy rozwarcie. Wtedy bole się nasilaly.... Ok. 11:50 poprosilam meza żeby zawolal polozna, bo zaczely się skurcze parte, zawolal ja i za moment 11:55 odeszly mi wody. Polozna wziela nas od razu na sale porodowa. I tu wszystko poszlo 1, 2, 3 ;) Milam 5 skurczy z parciem i o 12:05 Paulinka była już na swiecie!!!
Jednak nie wszystko było takie „kolorowe”. W czasie tych ostatnich 10 minut przy porodzie była na szcsescie lekarka(to ona wczesniej robila masaz szyjki i postanowila o podaniu zastrzyku). W czasie parcia lekarka kontrolowala tetno malej. I kiedy przyszedl ostatni skurcz powiedziala mi powaznym tonem ze MUSZE teraz urodzic! Wystraszylam się, tym bardzie, ze Malutka nie plakala zaraz po urodzeniu! Nawet nie dali mi jej na brzuch! Od razu zabrali, ale za moment uslyszalam jej placz, i poproszono tam meza. Okazalo się, ze na pepowinie był supel, który zaciskal się w czasie porodu i Malej zaczelo brakowac powietrza i sspadalo tetno! Polozna powiedziala, ze jeszcze 2-3 minuty i moglaby być tragedia. Brrr wole nawet o tym nie myslec. Mialam 5 szwow, bo Mala na dodatek rodzila się lewa raczka do przodu.
W kazdym razie mój maz stanal na wysokosci zadania, pierwszy trzymal Mala, a teraz cudownie się nia opiekuje.
Macierzynstwo to rzeczywiscie najpiekniejsza sprawa na swiecie. O tej chwili nigdy się już nie będzie samemu!
PS. Moja Mala jest bardzo punktualna: urodzila się w poludnie w dzien wyznaczonego terminu J A teraz kiedy skonczyla już tydzien nie wyobrazam sobie już zycia bez niej!
A szpital w Trzebnicy mogę polecic z czystym sumieniem!
Buziaki dla wszystkich!
Dodaj komentarz